MIN PARISTANEIS TON ELLIN
czyli
NIE UDAWAJ GREKA
czyli trzecie zderzenie z Helladą

# 1

Przedsłowie

Nie jest to przewodnik, nie jest to poradnik, nie jest to dzieło odkrywcze. Jest to subiektywny opis wrażeń, spostrzeżeń i emocji z pierwszej naszej podróży do Grecji.

Aby móc przejść do naszych wrażeń pokrótce wyjaśnię, dlaczego taki tytuł nadałam moim wyznaniom. Min paristaneis ton Ellin – to w tłumaczeniu na język polski powiedzenie „nie udawaj Greka”. Ma ono, jak większość w Grecji, korzenie w świecie antycznym i związane jest z postacią greckiego filozofa Sokratesa, który udawał, że nie zna odpowiedzi na zadawane mu pytania filozoficzne. A więc Grecy generalnie wiedzą, o co chodzi, ale udają, że nie wiedzą i w istocie wszystko jest ok. Czy tacy rzeczywiście są Grecy? Czy taka jest Grecja? Zobaczymy podczas naszej długo oczekiwanej i długiej podróży do tego trochę egzotycznego kraju, znanego głównie z historii starożytności, bo w późniejszych okresach dziejów świata słuch o Grecji właściwie ginie. Kraj ten pojawia się wprawdzie gdzieś około 1830 roku, ale widocznie jego udział w tworzeniu historii nie był już tak spektakularny, gdyż znika z naszych podręczników.

Dlaczego trzecie zderzenie? Bo zbieraliśmy się do tej podróży zgodnie z innym powiedzeniem: „do trzech razy sztuka”. Dwie pierwsze próby podjęcia tego wyzwania z mniej lub bardziej obiektywnych przyczyn nie dochodziły do skutku. Nasi główni mentorzy Spax i Rafał niestrudzenie namawiali nas do wyjazdu, rozciągając przed naszymi oczami coraz to nowe wizje . Ich doświadczenie i sugestie towarzyszyły nam przez cały czas podróży, a coś pod nazwą „miejscówki Spaxa” wyznaczały jej etapy. Nocowaliśmy w malowniczych miejscach, w większości oddalonych od cywilizacji, a już po drugiej próbie osiągnięcia tegoż miejsca przemianowaliśmy je na „ miejscówki z dojazdem Spaxa”, bowiem jego i nasze bolidy znacznie różniły się gabarytami. Rafał z kolei podrzucał cenne uwagi na różne tematy dotyczące życia codziennego i propozycje ciekawych miejsc do zwiedzenia. Do tej podróży nie byliśmy przygotowani- tzn. nie mieliśmy z góry wyznaczonej trasy, poza ogólnym schematem przez jakie kraje chcemy się tam dostać i że chcemy objechać Chalkidiki i Peloponez dokoła w celach zwiadowczych. Nie mieliśmy konkretnie określonych miejsc postoju ani obiektów do zwiedzania, choć było pewne, że Andrew chce zobaczyć Korynt ( bo o jego córach nie wspominał) i Meteory, a ja na pewno musiałam szukać śladów mojej zamierzchłej, być może bytności w Monemwasii. Reszta odbywała się pod dobrze nam znanym i zwykle stosowanym hasłem wypraw: „ku przygodzie”. Kończąc mój przydługi wstęp, pragnę jeszcze zadedykować moje wynurzenia wspomnianym tu naszym mentorom Spaxowi i Rafałowi. To dzięki Wam przeżyliśmy niesamowitą przygodę, która na długo wpisała się w naszej pamięci, a może i na dłużej.