MIN PARISTANEIS TON ELLIN
czyli
NIE UDAWAJ GREKA
czyli trzecie zderzenie z Helladą

# 4

Bułgaria

W porannym słońcu, obok tamy Żelazne Wrota podążyliśmy do przejścia granicznego z Bułgarią w Vidinie. Podróż drogami Bułgarii była niesamowita, gdyż stan nawierzchni wołał o pomstę, tylko nie wiadomo do kogo. Całe nasze wyposażenie przechodziło swoisty test wytrzymałości i trwałości. Nawet piękne widoki gór nie rekompensowały naszego rozgoryczenia. Po kilkugodzinnej podróży minęliśmy Sofię i chociaż dalsza droga na południe wydawała się nieco lepsza, postanowiliśmy zrobić przerwę i poszukać miejsca na nocleg. Zjechaliśmy z autostrady i skierowaliśmy się za napotkanym drogowskazem w kierunku hotelu Kralskie Sioło. Przejeżdżając przez wieś Drugan, zrobiliśmy zakupy w dość dobrze zaopatrzonym sklepiku, jedynym w okolicy, który chciał przyjąć zapłatę kartą. Dróżka, w którą skręciliśmy zupełnie nie zapowiadała, że w tym miejscu może znajdować się jakiś hotel. Nie wiem, czy właściciele czy personel, ale zgodzili się byśmy zupełnie darmo spędzili noc na parkingu przy hotelu. Wieczorem spokojnie kontemplowaliśmy przeżycia minionego dnia- mimo wszystko piękne widoki na góry Starej Płaniny i Riły, na pokazujący się co jakiś czas Dunaj, który na granicy trzeba było przejechać nowym mostem ( płatnym 6 euro). Jechaliśmy drogą międzynarodową, miejscami autostradą, ale nawierzchnia okropna, dziurawa i jakaś jakby niewypoziomowana do końca. Przejechaliśmy, zobaczyliśmy i pewnie więcej się nie odważymy. Noc okazała się trochę chłodna i poranny ciepły prysznic był błogą przyjemnością. Codzienna obsługa, jeszcze poranne zakupy w znanym nam sklepiku, gdzie ser, chyba miejscowej produkcji pozostawił przyjemny smak, podobnie pieczywo. Jeszcze poszukiwania stacji benzynowej i bez żalu rozstajemy się z Bułgarią z nadzieją, że Grecja okaże się oczekiwanym rajem, choćby pogodowym, bo prognozy na razie raczej kiepskie. Choć sama podróż przy tej temperaturze i słońcu mijała przyjemnie. Jakoś szybko i niespodziewanie przywitaliśmy Grecję.