MIN PARISTANEIS TON ELLIN
czyli
NIE UDAWAJ GREKA
czyli trzecie zderzenie z Helladą

# 5

Lew i Asprovalta

Zachwyceni pierwszymi kilometrami jej drogi zaliczyliśmy pierwszą starożytność – pomnik lwa z IV wieku pne. Ten słynny posąg znany jako Lew z Amfipolis został odtworzony z fragmentów rzeźby nagrobnej odkopanej w pobliżu Nigryty. Amfipolis to miejsce starożytnych wykopalisk z kilkoma ciekawymi ponoć obiektami, ale nas już interesowała kolejna, położona kilkanaście kilometrów dalej miejscówka na plaży Asprovalta. Tak, jakbyśmy sobie wymarzyli, staliśmy na plaży wśród palm, z tylnego okna widzieliśmy morze, więc niecierpliwie czekaliśmy na jutrzejszy wschód słońca. Trochę pokręciliśmy się po plaży i odpoczywaliśmy, zrzucając z siebie trudy podróży.

Kolejny dzień mijał nam pod znakiem lenistwa, można by go zatytułować „ szczęśliwi Emeryci pod palmami”. Weekendowe słońce nas rozpieszczało, bawiąc się z chmurami w berka, morze szumiało. Ogólnie klimat wydawał się wołać, że tu tylko żyć nie umierać. Dzień zaskoczył nas istnym teatrem światła od świtu do nocy. Zniecierpliwiona doczekałam wschodu słońca. Obserwowałam go z tylnego okna sypialni, lekko tylko podnosząc głowę znad poduszki. Obudziło mnie niebo ledwo muśnięte błękitem, a nad linią gór pas jakby tęczy w wielu odcieniach różu, zakończony białą smugą mgły i ponownie odbity na błękicie. Kiedy po chwili ponownie podniosłam głowę, na tle ciemnych gór pojawiło się krwawo złote słońce, pomiędzy liśćmi palmy wyglądało nieziemsko zjawiskowo. Tego dnia towarzyszyło nam przez cały dzień. Szybko nas nieco przysmażyło mimo, że nie leżeliśmy plackiem na plaży. Ja odbyłam długi spacer po plaży, zachwycając się jej skarbami- kamieniami, muszlami, kawałkami patyków i drewienek uformowanych przez wodę jakby ręka artysty. Zainaugurowałam moją zbieracką fobię, wracając z pełnymi kieszeniami i garściami. Wieczorny spacer też nie był pozbawiony euforii i kolejnych „zdobyczy”. Podziwialiśmy to, co rosło wokół nas w naturze, choć niektóre rośliny znaliśmy z naszych domowych doniczek, tu przybierały jednak znacznie większe rozmiary. Jeszcze raz powtórzył się spektakl świateł nad morzem. Zachód słońca był za naszymi plecami, a przed nami srebrzysto błękitne morze i biało różowa, a czasem wrzosowa mgła gdzieś głęboko skrywająca tajemnice Świętej Góry Athos. Trudno się nie dziwić temu co potrafi wymyśleć natura.

Asprovalta pokazała się nam cicha i wyludniona, w sezonie gwarna i pełna turystów. Hotele i pensjonaty ożywają, plaża się zaludnia, uruchamiają lokale teraz puste. W trakcie spaceru naszą uwagę zwrócił kompleks budynków na zboczu wzgórza, w którym odznaczała się piękna architektonicznie bryła kościoła. To kościół Agia Lydia, a ośrodek to Ortodoksyjne Bractwo Misyjne Św. Lydii, organizacja założona przez grupę studentek po przewodnictwem Theophilosa Zisapoulosa w 1965 roku. Ich celem jest głoszenie prawdy Ewangelii w kraju i zagranicą . Ośrodek piękny, a bractwo trąci trochę sektą, ale to ich sprawa, my udamy Greka.