MIN PARISTANEIS TON ELLIN
czyli
NIE UDAWAJ GREKA
czyli trzecie zderzenie z Helladą

# 6

Chalkidiki

Zakończył się nasz weekend na Asprovalcie i lecimy na podbój Chalkidiki, półwysep z trzema charakterystycznymi palcami, przypominającymi trójząb Posejdona – od wschodu licząc to tajemniczy i mistyczny Athos, dzika i rajska Sithonia oraz turystyczna i rozrywkowa Kassandra. Znakomitą część Athos zajmuje Teokratyczna Republika, odgrodzona od reszty granicą, którą mogą przekroczyć tylko mężczyźni po okazaniu specjalnej wizy, która ma ważność tylko 3 dni, liczba osób jest też ograniczona, a ich wizyta musi mieć charakter religijny i nie wolno mieć ze sobą sprzętu fotograficznego. Pierwsze monastyry na urwiskach skalnych powstawały tu w X wieku, do dziś jest ich tu czterdzieści. Surowe reguły życia mnichów zabraniają obecności kobiet, a także samic ssaków, zakaz ten wprowadzona w 1060 roku. Kobiety mogą oglądać monastyry jedynie ze statków wycieczkowych, które muszą jednak utrzymać odległość 500 m od brzegu. Nad tym wszystkim wznosi się w pełni majestatu na wysokość 2033mnpm najwyższy szczyt Chalkidiki Święta góra Athos, przy dobrej pogodzie widoczna aż z Salonik. Środkowy palec to Sithonia, położona między zatokami Toroneos i Sigitikos, najbardziej malowniczy z półwyspów, otoczony malowniczymi, piaszczystymi plażami, zielonymi wzgórzami porośniętymi lasami piniowymi, oliwnymi gajami. Tu czeka na turystów setki pensjonatów i hoteli, a mimo to wciąż zachowuje swój dziki charakter. Kassandra jest najbardziej zagospodarowanym półwyspem, tu skupia się najbardziej rozwinięta infrastruktura turystyczna, nie bez znaczenia jest jej położenie najbliżej Salonik, skąd prowadzi tu wygodna autostrada.

My przed rozpoczęciem penetracji Sithonii udajemy się do Lidla celem uzupełnienia naszych zapasów, są to nasze pierwsze w Grecji zakupy, więc ciekawi, jak wygląda ten znany nam sieciowy sklep w tym kraju. Niby ta sama sieć, zaopatrzenie jakby skromniejsze w asortymencie i przeważają miejscowe greckie produkty. Sporo nabiału koziego i owczego, różnorodne sery feta, greckie jogurty i kefir o wspaniałym smaku, trochę bardziej regionalne pieczywo. Tu kupuję też moją ulubioną grecką herbatę z gnojnika. To wszystko nas zachwyca, będzie co jeść i porównywać smaki z naszymi. Na pierwszy rzut stwierdzamy, że nabiał kozi i owczy ma zupełnie inny, bardziej łagodny smak niż u nas i bez większego problemu da się go zaakceptować w jadłospisie. Do tego warzywa o prawdziwym zapachu i wyrazistym smaku, a wszystko przyprawione miejscową oliwą i ziołami. Szybko przypada nam do gustu sałata grecka, przyrządzana na sposób grecki, czyli grubo krojone warzywa mocno okraszone oliwą i oregano, a na wierzchu gruby plaster sera feta również ozdobiony ziołami i oliwą. I żadnej zieleniny, którą nasi restauratorzy rekompensują koszt prawdziwych pomidorów, ogórków i papryki. W większości używa się tu różowych oliwek i z pestkami. Zaopatrzeni w co trzeba ruszyliśmy krętą drogą na południe wzdłuż wschodniego wybrzeża, oglądając w oddali tajemniczego Athosa. W dole zmieniały się zatoczki i plaże, niesamowite kolory i przejrzystość wody i cały czas zakręty i górki, górki i zakręty. Tu chyba nigdzie nie ma prostych dróg. Meta naszego dzisiejszego etapu to plaża Azapiko. Trochę skomplikowany dojazd oraz wjazd na plażę, ale udaje się znaleźć odpowiednie miejsce na postój, Plaża jest dzika w pełnym tego słowa znaczeniu, a z racji na utrudniony dostęp ludzi tu niewiele, w sezonie jest miejscem odpoczynku dla naturystów. Nie posiada dostępnej infrastruktury w postaci pryszniców, toalet, a wodę można przynieść z wybudowanego na pobliskiej skale kościółka, zadając sobie niemało trudu z dostaniem się na wzgórze. Stoimy dwa kroki od plaży piaszczystej z drobnym żwirkiem i niesamowitymi muszlami. Zatoczka otoczona zielonymi górami, klifami, a po drugiej stronie majaczył brzeg Kassandry. Pierwsze namierzyły nas psy, zwabione zapachem pyrkającego na ogniu gulaszu na jutrzejszy obiad. Dostały trochę kaszy z sosem i nie opuszczały nas już do rana. Wieczorem odwiedziło nas stado kóz i owiec z pobliskiego gospodarstwa. Martwiło tylko słońce, które schowało się za chmury. Następnego ranka deszcz wygonił nas z Azapiko. Z żalem opuszczaliśmy to miejsce w deszczu, choć Chalkidiki będziemy wspominać sympatycznie dzięki wczorajszej wiosennej i ciepłej aurze. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w Nikiti, niewielkim miasteczku u wylotu z Sithonii. Spacer między deszczem, który będzie nam towarzyszył cały dzień, kawa i mała przekąska w Patiserii, pierwsze magnesy zakupione i można udać się w dalszą drogę.